Gotów jestem
Zdolny jestem
Do wszystkiego
Do wyboru -
Bardziej złego
Niż dobrego
Przywykłem
Do upadków
I do wzlotów
(polej jeszcze)
Dziś dołączę
Do nielotów
* * *
A może zapytać poważnie
Lot obniżyć czy podskoczyć
Aby usadowić się przy gawiedzi
Co na szczycie wygodnie siedzi
* t. "Moje Zacisze"
Wczoraj nie ma
jutro odkryję
brakującego puzzla
na tej ziemi
Szukając tego co było
odgrzewam stare kotlety
to już się dawna zdarzyło
świadom jestem niestety
Zaglądam w jutro w
mglisty poranek chłodny
czas bywa powtarza swą mantrę
że jestem jej niegodny?
Jutro i wczoraj więc
zataczają mgliste koło
jutro nadzieja na start
wczoraj to nie wesoło
Człowiek zgubiony w gonitwie
z życia wycisnął by kiść
coś co umknęło w modlitwie
pozostawia tylko
Dziś
.
Dominował wśród towarzystwa
niezwykle przystojny artysta.
Nadęty w zuchwałym myśleniu -
zarówno ta jak i wszystkie inne,
kiwnę palcem i są przy mnie.
Dzisiaj może jedynie opowiadać -
tak wiele panien na mnie leciało,
a wybrać jednej się nie udało.
hi, hi !
w mojej przeszłości
i na moim języku
w obrazie pięknych wspomnień
i szarej rzeczywistości
w objęciu różowych kwiatów
i zgniłych narcyzów
w jednej tęsknocie
i setce zawodów
w jednym spojrzeniu
i tysiącu łez
w moim sercu
i w jego braku
w innych ludziach
i we mnie
utknęłaś
a ja nie chcę Cię wyciągać
Uczuciowa niepewność
Pytasz dlaczego kolejny raz
Nasze drogi rozeszły się
A była miłość piękny plan
Aby przez życie razem przejść
Przemyśleń pewnie przyjdzie czas
I głos rozsądku naprawi błąd
Miłość powróci do naszych serc
W wiosenną księżycową noc
Pielęgnuj w sercu swym
Piękno przeżytych dni
Nie pozwól zagłuszyć ich
Wspomnieniem gorzkich chwil
* t. Moje "Zacisze"
rozłożony na kanapie, lekko rozpływając się w nostalgii
jak wracałem wieczorem od pierwszej miłości
do domu, do matki, co przez ojca ciągle się coś martwi
Przypominam sobie czasy studiów
zaćpany sylwester, wątpliwego towarzystwa stolik
U psychiatry tabletkami pozbywałem się buntu
Powtarzając: "nie chcę być jak ten alkoholik"
Wspominam pierwszy uśmiech matki
gdy swoją kieszeń oddałem dla Jej długów
Po śmierci ojca myślałem, że wyrwę sie z klatki
Ah, naiwność
I oto tutaj jestem, bez zezwolenia by tęsknić za wczoraj
Potraumatyzowane dorosłe dziecię
W rodzinie dostrzegając bezmyślnego potwora
Szukając własnego uśmiechu w tym świecie
Gdybym chociaż na potrzeby wierszów
mógł się pomalować w dodatkowej dramaturgii
dorysować ciutkę fałszów ze snów
A mnie nic bardziej nie boli niż prawda
Moje myśli zabłąkane jak zawsze,
Dzisiaj raczej jestem w bagnie, na dnie.
Nie mogę odpocząć we śnie ,tak bardzo męczą mnie te dnie.
Głosy w mojej głowie jęczą, są strasznie źle.
W mojej głowie żyletka już się sama tnie.
I wcale nie szkoda mi mnie.
Jak tu ogarnąć się?
W koło przeszkody ,przeszkadzają istnieć mi.
Może to samo przeszkadza i Ci?
Świat kłamstwa i obłudy,
doprowadzają już czasem do nudy.
Równocześnie męczą optymizm już i tak chudy.
Wkoło głuchy chaos, wrzaski i piski.
Znowu wpadłam w potrzaski złych myśli.
Słychać cicho tętnienie mojego serca,
ktoś mi w nim ostro dziurę wykręca.
Ono ledwo funkcjonuje, wszystkie barwy są ponure.
W duszy nastrój zimny, chłodny a do ucha docierać będzie marsz żałobny.
Byłeś z nami przez lata,
wierny, ufny, oddany......
w smutnych i radosnych chwilach,
przyjacielu kochany.
Odszedłeś za "most tęczowy",
bardzo smutno i pusto bez Ciebie
lecz wierzymy, że jesteś szczęśliwy
bo na pewno jesteś w "psim niebie".
Znów biegasz po łąkach zielonych
ogonem merdając wesoło
i tak jak tu gdy z nami byłeś
radość rozsiewasz wokoło.
Codziennie nieudolnie umacniałem ogniwo i wiarę
Bojąc się straty chciałem się dla Ciebie poświęcić
Taki był ze mnie kozioł, że z siebie robiłem ofiarę
głupiutki chłopczyk co moralność doprowadza do nędzy
Krzyczę i krzyczę
A rzeka nic!
A rzeka
nic
Narzekam
i
rzucam kamyczki wysiłku by coś jeszcze tu zmienić
Uparcie mój zapał studzą deszcze znów, przemilcz
Nieudaną próbę
Na autostradzie myśli sam sunę
Powtarzam o byciu w pełni, a nie patrzę na lunę
Dokąd prowadzi kierunek? Sam go przecież wyznaczam
Ślepy zaułek sugeruje, że nie wszystko rozumiem
I jak karma do punktu wyjścia dziś wracam
To nie koło, to spirala
Pukam się w czoło już od rana
Twoje słowo, moja rana
Dziś komedia, wczoraj dramat
Łatwo myśleć o szczycie gdy siedzi się na dnie
Nie sprzątam pokoju, bo wiem ze nie wpadniesz
I pomyśleć, że coś później bredzę o miłości do siebie
a w lustrze obrzydzenie jak tylko zły zefir zawieje
Pedantko prałaś mi brudy byle nie spojrzeć pod dywan swój
A ja jak Ci z Sztokholmu - tęsknię i ciężko oddycham znów
Nurt rzeki niestrudzenie moje starania odpycha w rój
Ale chyba wystarczy, więc żegnaj i bywaj zdrów
Jutro święto zmarłych, spotkanie dwóch światów.
Półmrokiem tonie Samhain.
W ten wieczór jesienny, zmierzch zlizuje cienie.
Rozpalone ogniska i strachem malowane twarze.
Drzewa stoją nagie,
wyłaniają się z ciemności niczym senne zjawy.
*
Nad miastem zapomnienia unosi się smog.
Po dywanach z szeleszczących liści,
idziemy zadumani nad kruchością życia.
To Zaduszki... Listopad.
Dzisiaj jeszcze w półmroku tonie, jutro od zniczy
zapłonie pożarem.
Wiatr echo modlitwy poniesie...
Schodzone buty czasu... zdeptane ścieżki życia.
Głosu sumienia nie wyciszę.
Prawdy nie zakrzyczę.
Nauczyć się pewnie muszę,
żyć w prawdzie trudnej do przyjęcia,
że piękne lecz kruche jest życie -
przemija jak mgła poranna,
w blasku słońca tuż po świcie.
.
.
dałeś mi długą cierniową ścieżkę
nikt nią nie szedł przede mną jeszcze
dałeś mi cierń jeden z twojej korony
abym doświadczył mocy twych stronic...
ty nie pisałeś traktatów przepięknych
raz jeden tylko schyliłeś nad piaskiem
I jeśli pisać mam dalej wiersze
niech będą jak mosty w świetlistym
mieście...
/Borówiec wlkp, 14 października 2023/
Tętniący życiem GRAND
Wiosenny zapach bzu
Mewy przedziwny pisk
Zagłuszył morza szum
Tłumię rozpaczy krzyk
Bo ciebie nie ma znów
Można by więcej mieć
Radości w każdym dniu
Zagubił się gdzieś cel
Odpłynął marzeń sens
Zniknął jak piękny sen
W porannej gęstej mgle
Ciepły słoneczny dzień
Na molo barwny tłum
Poczułem w sercu żar
Spełnienia pięknych snów
*
Próbowałem także pisać teksty do muzyki.
Z pewnością nieudolnie. To trudna sztuka.
.
W jasnej plamie słońca,
skrawek tęczy, utkany ze zdziwień dziecka,
moja Wniebowzięta zabrana do nieba.
Siedmiokroć raniona.
Jak zniosła przepowiednia Symeona?
ból rwał na strzępy dusze...
Czy wierzyła w zmartwychwstanie
trzymając w ramionach
martwe ciało syna.
Wiatr niesie słowa Magnificatu.
w powietrzu unosi się zapach ziół.
Już jesień czai się za płotem.
Zasypiają polne kwiaty.
Tętniący życiem GRAND, wiosenny zapach bzu
Mewy przedziwny pisk zagłuszył morza szum
Skrywam goryczy smak, bo ciebie nie ma znów
Można by więcej mieć radości w każdym dniu
Zagubił się gdzieś cel, odpłynął marzeń sens
Zniknął jak piękny sen w porannej gęstej mgle
Ciepły słoneczny dzień, na molo barwny tłum
Poczułem w sercu żar spełnienia pięknych snów
"Adieu Zatoko Snów, good bye Riviero Marzeń..."
*
"Sopockie bolero" - tekst wpisał się niemalże sam
podczas trzykrotnego wysłuchania utworu.
A obecnie... gra mi zupełnie inną muzykę.
Skiepściłem ?
.
Osierociłaś mi dłonie, a ja tak trzasnąłem drzwiami
że zostawiłem je uchylone
Siedzę u ojca nad grobem, później między ścianami
Wybijam Twój numer i dzwonie
I po co przeżywam to wszystko?
Rzeka płynie niezmiennie a mnie zostaje serce zlęknione
Dlaczego podeszłaś tak blisko?
Prowadzę w myślach monolog do Ciebie o tym jak bardzo się boję
Przyszłość przeszła tak nagle
Wspólne kartki rozdarte a mnie Twoje imię zacina się w gardle
Złożyłem się w całość i uparcie przeciekam
Wspomnieniem jak ozdabiałaś mi szyje
Jak malowałaś usta i łapałaś w lustrze
mój wzrok jak gapił Ci się na tyłek
Tak chętnie za nos wodziła nas wspólna rozmowa
Chociaż przekrzykiwaliśmy się w innych językach
Jak uroboros w burzliwym cyklu ciągle od nowa
Kolejne wyładowanie na już przepalonych stykach
Między palcami ucieka co w wierszu próbuję uchwycić
Bo ze wspólnego losu ostatecznie i tak zawsze zostają nici
Ariadna tu nie pomoże; kolejny raz się nie otworzę
Oswoiłaś mnie tak dziko, że nie widziałem kiedy zdjęłaś obroże
Wszędzie można szukać znaczeń - jedynym jest ich bezcelowość
Nie łap za ręce, a już na pewno nie trzymaj za słowo
Jeśli nie za włosy, to czas pociągnąć za klamkę
By zamknąć wczorajsze rozdziały
które łez już nie warte
Tam gdzie grudzień panował, bezlistne drzewa
ubrały się odświętnie.
Na bezchmurnym niebie jasno lśnił księżyc.
Celsjusz na minusie skrzypiał pod butami
przy każdym kroku.
Idąc, zostawiała ślady stóp na ziemi,
pokrytej koronką szronu.
Przenikliwy wiatr wdzierał się pod lichą kurteczkę Gerdy.
Drżała...
łzy jedna po drugiej spadały
na ziemię i zamarzały...
Ostatnim wysiłkiem szepnęła;
"umrę po cichu jak ptaki, które giną w niebie"
Kolejna sturlała się po twarzy, ginąc w srebrzystości.
Jej łzy miały roztopić serce,
a one zamarzały upadając na ziemię.
Była bardzo zmęczona, najchętniej usiadłaby gdzieś,
by odpocząć.
W oddali zobaczyła światełko.
Przyspieszyła kroku... Otwarła drzwi.
Cudowne ciepło otuliło ją niczym
szal .